Każdy region w Polsce ma własną, niepowtarzalną i odrębną historię, która jednak wpisuje się w losy całego naszego kraju. Dzisiaj Lemur opowie Wam nieco więcej o miejscu, które jest tego materialnym dowodem. Dawna wieś Linde, znana jest obecnie jako Borne Sulinowo. Ile osób wie o istnieniu tego miasta?
Krótki rys historyczny: na początku tereny te były zamieszkane przez Pomorzan. Pierwsze wzmianki na temat niemieckiego osadnictwa, czyli wsi Linde, pochodzą z XVI wieku. Na jej miejscu w latach 30. XX wieku rząd III Rzeszy zbudował wojskowy garnizon i miasteczko militarne, Groß Born, wysiedlając przy okazji tutejszą ludność. W 1938 r. otwarcia miasteczka dokonał Adolf Hitler. Niemiecki garnizon funkcjonował do 1945r., kiedy to przejęła go Armia Czerwona, utrzymując jego wojskowy charakter. Armia radziecka (później rosyjska) pozostała w nim aż do października 1992. Przekazanie zwierzchnictwa administracyjnego polskim władzom cywilnym i oficjalne otwarcie garnizonu nastąpiło 5 czerwca 1993r., a 1 października tego samego roku rozporządzeniem Rady Ministrów Borne otrzymało prawa miejskie. Od niedawna okolice te są szerzej znane miłośnikom militariów za sprawą Międzynarodowego Zlotu Pojazdów Militarnych, czy smakoszom za sprawą Pikniku Wrzosowego. Poza tym miasto leży nad jeziorem Pile, którego jedną z atrakcji jest tzw. podwodny las oraz półwyspem w kształcie Orła.
A teraz trochę praktyki. Do Bornego prowadzi kilka dróg, szczególnie jedna jest warta uwagi. Na pewno znacie polskie drogi, ale nie te główne, nie krajowe i nie autostrady. Zazwyczaj są wąskie, ciasne i z niewielkim poboczem, często więcej w nich dziur niż asfaltu. Droga do Bornego, od strony Łubowa (krajowa 20), jest stosunkowo szeroka, przestronna, prawie prosta jak drut i wydaje się nie mieć końca, przy okazji prowadzi przez bardzo urokliwe i malownicze tereny. Borne posiada, oprócz ośrodków wczasowych, również dwa pola namiotowe, które, jak to pola namiotowe, standardu królewskiego nie spełniają, ale jest na nich w miarę czysto i bezpiecznie. Oba leżą w niedalekiej odległości od jeziora. Jeśli chodzi o jedzenie, to jest kilka knajpek oraz restauracji w ośrodkach wczasowych. Osobiście byłam w dwóch: pizzerii Trattoria Crispiano oraz restauracji w ośrodku wczasowym U Ani – w tej ostatniej placki ziemniaczane były całkiem smaczne i pomimo stosunkowo dużego ruchu (sezon kolonijny w pełni) przybyły na stół dosyć szybko.
By zwiedzić wszystkie atrakcje miasta i dowiedzieć się więcej o jego historii, można skorzystać z wyznaczonej przez miasto, liczącej 13,5 km, trasy turystycznej – ulotki informacyjne opisujące trasę można znaleźć w Informacji Turystycznej, mieszczącej się po prawej stronie Urzędu Miasta. Poza kilkoma ulotkami znajdziecie tam też dużo książek na temat historii tych terenów. Trasa jest interesująca, aczkolwiek ten, kto spodziewa się znaleźć tutaj spektakularne wille generałów, kasyna oficerskie czy zachowane wojskowe koszary, może się nieco rozczarować. Dawne wille (jak Dom Oficera) albo są w ruinie, albo stały się prywatną, bardziej lub mniej odremontowaną własnością. W przypadku Domu Oficera – jednego z najbardziej reprezentatywnych obiektów w mieście – można poczuć ducha dawnych czasów. W przypadku tego miejsca mam bardzo ambiwalentne uczucia: z jednej strony wybudowane zostało przez żołnierzy III Rzeszy, z drugiej to bardzo ciekawa architektonicznie bryła. Dawne budynki oficerskie zamieniono na Dom Kultury, a koszary wojskowe na budynki mieszkalne. Plac apelowy stał się mini-parkiem. O historii miasta dowiecie się też ze zdjęć przywieszonych na murze biegnącym wzdłuż jednej z ulic oraz w Muzeum Militarno-Etnograficzne pana Andrzeja Michalaka, gdzie zobaczycie kilka „eksponatów”. Główną działalnością Muzeum jest organizowanie wycieczek i przejażdżek czołgiem. O przeszłości miasta świadczą opustoszałe magazyny i graffiti na murze. Warty zobaczenia jest też radziecki cmentarz wojskowy z pomnikiem-pepeszą.