Ostatnie dni roku są dla mnie zawsze trudne. Z jednej strony cieszę się, że przychodzi nowe i że tyle się działo, ale z drugiej strony trochę smutno, no i wiecie to kolejny rok w metryce… Ostatnie dni roku są bardzo sentymentalne, gdyż jest to okres sprzątania i porządkowania rzeczy i spraw. Sprzątanie to odnajdywanie różnych starych rzeczy, które zostały schowane do szafki, bo mogą się kiedyś przydać, a o których się już zapomniało. Podziwiam osoby, które potrafią sprzątać bez sentymentalnego pochylania się nad każdym znalezionym przedmiotem. Zapraszam was na małe podsumowanie mijającego lemurowego roku!
- W 2016 r. Lemur zyskał dwa nowe miejsca w wirtualnym świecie:) Jedno w mediach społecznościowych: konto na Instagramie – zmieścić wszystko w kwadracie opatrzonym kilkoma # to jest sztuka! Drugie zaś w świecie blogowym! Tak dokładnie rok temu lemurowy blog powstał:) I od tamtego czasu przenosił się już trzykrotnie na różne platformy, by w końcu osiąść na spokojnych wodach. Nie martwcie się – więcej zmian nazwy i przenosin nie będzie! Przynajmniej na razie:).
- Lemur zmienił również miejsce zamieszkania: z krainy Smok(g)a wrócił do krainy Zygmunta i Syrenki. Dwa lata spędził osamotniony w Krakowie, pozbawiony zmywarki i regularnych dostaw żywności, uzupełnianych przez rodziców. Trochę zmężniał, trochę wydoroślał, a z tego osamotnienia zaczął pisać bloga. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Trochę smutno było opuszczać pokoik na Nowej Hucie, ale powrót na łono rodziny okazał się owocny w nowe wyzwania, więc nie mam czasu na rozmyślania.
- Zdobyłam kolejny tytuł naukowy:) Tym razem zostałam magistrem relacji międzykulturowych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Co prawda moja praca magisterska dotyczyła jakże przyjemnego tematu baśni, jednak jej napisanie już nie było takie łatwe i przyjemne. Godziny spędzone nad książkami w bibliotece i nieprzespane noce, podczas których poprawiałam przecinki przyniosły rezultaty!
- Odbyłam też kilka, a w zasadzie kilkadziesiąt, podróży. Między innymi: mniej więcej miesięczne sierpniowe wojaże po północno -wschodniej Polsce – samochodem, ale bez ustalonego, sztywnego planu. Początek w Smołdzińskim Lesie na skraju Słowińskiego Parku Krajobrazowego, koniec w Mielniku nad Bugiem. Drugim wyjazdem, o którym warto wspomnieć jest tygodniowy objazd po województwie świętokrzyskim – zawitałam do krainy literatów i czarownic. Odwiedziłam Starachowice i tamtejsze Muzeum Techniki, zjadłam kolację u zakonników oblatów ze Świętego Krzyża i odwiedziłam dom rodzinny Żeromskiego. W lipcowy weekend wybrałam się też na Święto Papieru do dolnośląskiego Muzeum Papieru w Dusznikach Zdroju. Dwukrotnie odwiedziłam też Wrocław – pozdrowiłam krasnoludki i zjadłam pieczone gigant pierogi z czekoladą!
- Największym zaskoczeniem okazały się dla Lemura Kielce pod względem instytucji i inicjatyw o charakterze kulturalnym i Gdynia pod względem wszelakim. W zasadzie Lemur musi się przyznać, że Kielc w ogóle nie znał, a Gdynię… hymm ze słyszenia – no i pendolino tam dojeżdża. W tym roku mógł spędzić tam trochę czasu i okazało się, że są to bardzo ciekawe miejsca, które zasługują na uwagę. Dlatego jeśli wybieracie się w okolice Gdańska to koniecznie wstąpcie do Gdyni! A jeśli szukacie nowych kulturalnych miejsc: instytucji i muzeów to koniecznie wstąpcie do Kielc.
- Najbardziej relaksującym wyjazdem okazał się rodzinny wypad we wrześniu do Krynicy Morskiej – all inclusive – zarówno w pogodzie (piękne słońce i upał!), jak i w jedzeniu. Niewątpliwym atutem były dodatkowe atrakcje w postaci bingo, porannej gimnastyki i wieczorków tanecznych. Było też rozwiązywanie krzyżówek i granie w rumikuba na plaży! Poza tym bliskie spotkania z dzikami, spacery po plaży, plażowanie, spacery po Krynicy i okolicznych miejscowościach (w tym wizyta w Muzeum Zalewu Wiślanego w Kątach Rybackich). To był naprawdę dobry, relaksujący czas.
- Najbardziej stresującą sytuacją był oczywiście egzamin i obrona pracy magisterskiej, lecz jeśli chodzi o podróże to… był nim wyjazd i zjazd z malutkiego promu nad Bugiem w okolicach Mielnika – pierwszy samodzielny wjazd na prom własnym samochodem! Samochód nie jest duży, odległość między jednym brzegiem, a drugim również nie była duża, za to stres ogromny! Koniec końców było zabawnie.
- Najwięcej pysznego jedzenia było w Krynicy Morskiej, jednakże pod względem smaku zostanę wierna Suwalszczyźnie – skrzydełka miodowo – musztardowe, ser z czarnuszką i mrówkowiec! Niebo w gębie! Jeśli zastanawiacie się nad miejscem na urlop to polecam Suwalszczyznę!
- Najbardziej wzruszająca chwila? Hymm dużo ich było, ale myślę, że 1 sierpnia spędzony w centrum Stolicy. Minuta zadumy, podczas której wszystko się zatrzymuje i słychać tylko dźwięki syren. Jest to niezwykły moment. Znikają spory, kłótnie, czas się zatrzymuje. Na tą jedną, jedyną, minutę w roku znikają podziały. A wieczorem koncert i „Warszawskie dzieci” odśpiewane przez kilkaset osób. Nie ma dla mnie większego znaczenia czy z historycznego punktu widzenia Powstanie Warszawskie miało czy nie miało sensu. Najważniejsze dla mnie jest to, że się odbyło, że zginęli ludzie, którym należy się cześć i chwała.
- Bardzo zła chwila dla Lemura nastąpiła w Skansenie z Zubrzycy Górnej – otóż Lemur zaginął! Na szczęście za sprawą kilku pomocnych ludzi i dodatkowej zachęty odnalazł się cały i zdrowy, jednak uraz do Orawy zostanie mu na zawsze.
2016 rok żegnam więc bez większego żalu. Jestem wdzięczna, że tyle dobrego mnie w nim spotkało i nieśmiało mam nadzieję, że 2017 będzie równie dobry. Jeśli tylko dopisze szczęście i jeśli na to zapracuję! A zamierzam pracować ciężko na każdą radosną chwilę, bo naprawdę warto!
Podzielcie się swoim podsumowaniem roku 2016 i planami na następny!