Sierpień był miesiącem mega! Naprawdę jest mi strasznie smutno, że już się żegnamy. I to nie tylko dlatego, że byłam na urlopie. W dorosłym, pracującym życiu, zmianie ulega nazewnictwo: wakacje zmieniają się na urlop, aczkolwiek nic nie przeszkadza, żeby urlop był wakacjami! Ale wracając do sierpnia… Trwał tylko 31 dni, a zdążyłam spełnić aż 3 marzenia!
Początek sierpnia spędziłam w Warszawie. Niestety w tym roku nie udało mi się być w centrum podczas godziny „W”, ale na szczęście na Targówku też rocznica Powstania Warszawskiego była obchodzona – złożyliśmy kwiaty i zapiliśmy znicze pod pomnikiem Poległych, a samochody i przechodnie zatrzymali się na minutę. Rocznica Powstania Warszawskiego obchodzona jest w całym kraju. Słyszałam, że Minutę Ciszy zorganizowali na plaży w Łebie warszawscy ratownicy WOPR. A w zeszłym roku na plaży w Słowińskim Parku Narodowym natknęliśmy się na ułożoną z kamieni kotwicę. Jako, że jestem rodowitą Warszawianką, rocznica Powstania jest dla mnie bardzo ważną datą. Cóż Centrum mnie ominęło, ale wspólnego śpiewania piosenek powstańczych nie ominęłam! Moje ulubione, i nie tylko moje, jak się okazało „Warszawskie Dzieci” odśpiewaliśmy kilkukrotnie. Z jednej strony było bardzo rodzinnie, z drugiej, zważając na miejsce, w którym odbywał się koncert, nostalgicznie i smutno. Gdybyście kiedyś trafili do Warszawy w dniu 1 sierpnia to wpadnijcie na Plac Marszałka Józefa Piłsudskiego, by wspólnie zaśpiewać (nie) zakazane piosenki.
W zeszłym miesiącu nabyłam BloBox – pierwsze pudełko dla blogerów stworzone przez Dagmarę Sobczak z bloga Socjopatka.pl. Pomysł z pudełkami jest prosty – kupujesz kota w worku. Niby jest pula rzeczy, które mogą trafić do twojego pudełka, ale wcale nie muszą. Ja kupiłam w ciemno, bez czytania co też się może znaleźć w moim egzemplarzu. Jak niespodzianka to pełna! I dobrze zrobiłam, bo później czytając o tym, co mogłabym znaleźć – momentami było mi smutno, że dostałam coś innego. Ale to były małe momenty i w sumie jestem zadowolona z mojego pudełka i w przyszłości też chętnie je zakupię! Dlaczego o tym w sierpniu? A bo dopiero w sierpniu zaczęłam z niego korzystać! Wylosowałam audyt blogowy od Klaudii z BlogoMarki, sesje cochingową od Jadwigi z Laboratorium Zmieniacza i projekt wizytówki od Lidii Szwabowskiej – wyszło genialnie i już niedługo będę mieć lemurowe wizytówki!!! Dostałam też książkę „Biblia copywritingu” nad zakupem, której zastanawiałam się jakiś czas temu. I w sumie dobrze, że dostałam ją w pakiecie, a nie osobno, bo jak zabrałam się do czytania to… chyba nie jest dla mnie. I kupując ją samodzielnie byłabym bardzo rozczarowana. Dostałam też kilka innych przedmiotów, w tym: notes, kilka notatników z listami to-do, a także dziwnego chłopka (to chyba ma być coś na kształt odstresowującej piłeczki do ściskania).
W lipcu odwiedziłam południe, a w pierwszy sierpniowy piątek rozpoczęła się moja podróż na północ Polski. Pierwszy przystanek: Gdańsk – Oliwa. Niezmiennie od lat zadziwiają mnie gdańskie falowce i widok morza. Tyle ludzi, taka wysokość! I te galerie zewnętrzne! Gdańsk uwielbiam. Może wszystkich dzielnic, aż tak dokładnie nie poznałam, ale morski klimat Przymorza, twórczość umieszczona na blokach Zaspy, willowa Oliwa, niezmiennie fascynują mnie od lat. A mam możliwość dosyć częstego ich oglądania, dzięki uprzejmości gdańskiej części mojej rodziny. Jednak dobrze jest, jak się ma rozbudowaną rodzinę!
Tym razem nie było wypełnionego po brzegi planu na Gdańsk. Raczej postawiłam na swobodny relaks i „co będzie to będzie”. A co wyszło? O Panie! Nocny Sopot, opalanie się na plaży najstarszego w Polsce kąpieliska, spacer brzegiem zatoki z Gdańska do Sopotu, oglądanie zawodów Polish skimboarding open, oczywiście obowiązkowa wizyta w Barze Pod Rybą… i wiele innych atrakcji. Jeśli w najbliższym czasie wybierasz się do Trójmiasta to po drodze wpadnijcie do Gdyni!
Środkowe dwa tygodnie sierpnia spędziłam na jednym z moich ulubionych pól namiotowych, w jednym z piękniejszym miejsc w Polsce, czyli w Słowińskim Parku Narodowym. Jest to miejsce magiczne, absolutnie przepiękne i fenomenalne. A przy tym cały czas mało znane i niezadeptane, chociaż położone między Łebą, a nie mniej obleganymi Rowami i Ustką. W malowniczych okolicznościach przyrody między jeziorami Gardno i Łebsko ulokowali się dawnymi czasy Słowińcy, a następnie inni osadnicy. Fenomenu tego miejsca nie da się opowiedzieć w kilku zdaniach. Tam trzeba pojechać i zobaczyć na własne oczy! Przez dwa tygodnie codziennie rano jadłam świeżo upieczone jagodzianki ze świeżymi jagodami! Spacerowałam leśnymi ścieżkami i wspinałam się na wydmy. Przy okazji spełniając marzenie – w tym roku ukończyłam polski odcinek Szlaku Latarń. Tak wiem, że można to zrobić w jeden miesiąc i to rowerem, ba! Można nawet w tydzień samochodem. Tylko po co? Przecież po drodze jest tyle pięknych miejsc do zobaczenia, tyle smakołyków do spróbowania i tyle muzeów do odwiedzenia!
Przy okazji pozdrawiam wszystkich fantastycznych ludzi spotkanych na plaży (szczególnie rodzinkę z Łodzi), na polu namiotowym (pozdrawiam rodzinkę podróżników – Kasię i Grześka z Anglii oraz dwie rodzinki ze Szczecina), a także wszystkich spotkanych na szlaku i w Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach.
Po powrocie z wakacji udało mi się spełnić jeszcze jedno marzenie – być na meczu reprezentacji Polski w siatkówce mężczyzn! A to dzięki temu, że pół roku temu udało mi się zdobyć bilety na ceremonię i mecz otwarcia Mistrzostw Europy Mężczyzn 2017! Cały stadion narodowy, gdzie kiedyś rodzice kupowali mi trampki i dresy do szkoły, 24 sierpnia stał na baczność i śpiewał „Mazurka Dąbrowskiego”. Niesamowite uczucie, aż miałam łzy w oczach! Niestety nasi chłopcy ulegli Serbii, ale w końcu to „-icie”… Trzy lata temu nam się udało, teraz oni byli górą. Mecz oczywiście obejrzę jeszcze raz w telewizji, bo bardziej skupiłam się na kibicowaniu niż na oglądaniu – tak jakoś wyszło. Było to niesamowite uczucie dla mnie. W końcu siatkarze nieczęsto grają na tak dużych obiektach – podkreślają to zarówno sami siatkarze, jak i komentatorzy. Przy okazji w Warszawie odbył się tylko mecz otwarcia, pozostałe spotkania rozgrywane były w Szczecinie, Gdańsku, Krakowie i Katowicach.
Ostatni weekend sierpnia spędziłam za to w towarzystwie rodziny na grillu – najadłam się kiełbasek, karkówek i ogórków małosolnych oraz mojego ulubionego grillowanego chleba z ketchupem. A następnego dnia wybraliśmy się na spływ kajakowy Bzurą. Mój pierwszy spływ w życiu! Miałam mnóstwo obaw i w związku z tym popełniłam kilka gaf, ale ani razu nie wypadłam z kajaka, (!), a ruch był, jak na Marszałkowskiej! Cała relacja jest tutaj.
W sierpniu na blogu mogliście poczytać nie tylko o moich kajakowych zmaganiach, ale też o pewnym tajemniczym miejscu na Kaszubach, a mianowicie o kamiennych kręgach Gotów.