Podsumowanie minionego roku zajęło mi trochę czasu. Zaczęłam od uporządkowania pokoju: wyrzucenia zbędnych rzeczy i odkurzenia dawno nieodkurzanych zakamarków. Gdy zrobiłam miejsce na nowe mogłam przyjrzeć się staremu. Nie miałam w tym roku pomysłu na podsumowanie: przejrzałam kalendarz i odkryłam, że w połowie roku w ogóle przestałam go używać. Wypisałam na kartce wszystkie wyjazdy i fajne rzeczy, które się przydarzyły, a także wszystko to, co mi się nie udało w tym roku. Poniżej wersja nieco bardziej uporządkowana.
Zaczęłam oczywiście od przeglądu zdjęć. W wybieraniu zdjęć pomógł mi też Instagram, który co roku przygotowuje dla każdego użytkownika jego „#bestnine”, czyli zdjęcia, które miały największą ilość serduszek. W tym roku na pierwszym miejscu znalazło się u mnie zdjęcie rogala marcińskiego zrobione w Katowicach. Same Katowice też się załapały do 9 w postaci zdjęcia z „Odjazdów” ze Spodkiem w tle. Poza tym załapał się też majowy Poznań, Gorce i Beskid Sądecki, a także jesienne spacery po Warszawie. Nie zabrakło też zdjęcia z pociągu. W tym roku pociągami PKP podróżowałam 44 razy. Głównie na trasie Warszawa – Katowice i z powrotem, ale był też m. in. Poznań, Kraków i Gdańsk.
W 2017 roku przeczytałam: 15 książek, 8 numerów Kukbuka oraz kilkadziesiąt pojedynczych artykułów i niezliczoną ilość notatek prasowych i krótkich wiadomości. Książki były różne. W pierwszej połowie roku więcej było tych naukowych: potrzebnych na zajęcia czy do napisania pracy, w drugiej części roku czytałam już tylko dla przyjemności. I muszę przyznać, że przez moment miałam opory przed wzięciem do ręki książki od tak. Musiałam odpocząć. I moje serce skradły w tym czasie podcasty. Odkryłam je i wciąż odkrywam nowe. Są genialne jeśli chcemy zabić czas w komunikacji miejskiej. Zaczęłam od „Jak oszczędzać pieniądze”, a następnie przeszłam na „Lepiej Teraz”. Przez chwilę słuchałam też Po Nitce Adrianny, ale uznałam, że nie jest dla mnie. To, co mnie najbardziej urzekło w podcastach to dowolność: słucham ile chcę, czego chcę, a przy okazji dowiaduję się nowych rzeczy. Skuszona podcastami i, nie będę oszukiwać promocją na stacji benzynowej, odważyłam się na audiobooka. Wybrałam książkę na wskroś warszawską: „Zły” Leopolda Tyrmanda. Oprócz tego, że sama książka jest napisana fenomenalnie to jeszcze słucha się jej równie obłędnie za sprawą głosu Adama Ferecego.
W ciągu roku udało mi się wyrwać na kilkanaście wycieczek. Ten fragment będzie najdłuższy, gdyż o podróże tutaj chodzi! W tym roku miałam mniej czasu na dłuższe wyjazdy, stąd wyjeżdżałam częściej, ale na krócej. Prawie wszystkie wymienione niżej wyjazdy, poza wyjazdem nad morze, nie liczyły więcej niż 4 dni, co pokazuje, że żeby coś zobaczyć, poznać i odpocząć nie musimy ani jechać daleko, ani na długo. Najbardziej szaloną i zwariowaną była chyba wycieczka w poszukiwaniu krokusów. 24 godzinny wyjazd okazał się świetną odskocznią od szarej codzienności: w Tatrach spotkaliśmy śnieg, budzące się do życia fioletowe punkciki i dziki tłum ludzi podczas powrotu. Całą relację możecie przeczytać tutaj. Następnie udało mi się dostać do Lipnicy Murowanej- tak na ten słynny konkurs palm wielkanocnych. Były palmy, regionalne jedzenie i całkiem nieźle zorganizowane parkingi, pomimo tłumów ludzi i samochodów. W weekend majowy wpadłam na chwilkę do skansenu w Sierpcu, który dołączył do mojej listy ulubionych muzeów na wolnym powietrzu.
W tym roku udało mi się również odwiedzić dwa moje ulubione miejsca w Polsce. Próbowałam wybrać jedno, ale nie umiem – jestem rozdarta między Bieszczadami, a Morzem Bałtyckim, a właściwie między Łopienką, a Słowińskim Parkiem Narodowym. 5 powodów, dla których warto odwiedzić krainę Słowińców zdradziłam wam tutaj. W Bieszczadach za to spróbowałam naleśnika giganta z jagodami i bitą śmietaną z Chaty Wędrowca, odwiedziłam też łemkowskie cerkwie, a że pojechałam samochodem to miałam dużą swobodę w poruszaniu się. Był to też kolejny dłuższy wyjazd własnym samochodem, jako kierowca. Druga połowa roku była połową nowości! Na początku wybrałam się na swój pierwszy w życiu spływ kajakowy. Wybór rzeki był wypadkową kilku czynników. Po pierwsze musiała to być trasa dla początkujących; po drugie nie za długa; po trzecie niezbyt oddalona od Warszawy. Padło na Bzurę. Dalszą część relacji przeczytacie tutaj. Po drugie zaś po raz pierwszy dotarłam do Krynicy Górskiej, w której zaskoczył mnie modernizm. Krynica w ogóle okazała się moim odkryciem roku i na pewno jeszcze tam wrócę. Całkiem zabawny był powrót z Krynicy. Chociaż dotarłam tam autobusem to wracałam samochodem z nawigacją, w której wpisałam „trasę krótką” więc wracaliśmy totalnymi opłotkami, przez dwa promy, a także m. in. Nieciecz – tak tą samą od Bruk -Bet Termalicę.
Największym rozczarowaniem okazały się, o dziwo!, skanseny: w Sanoku i Nowym Sączu. Oba niby duże i niezwykle interesujące pod względem ekspozycji. Ale w obu potwornie się wynudziłam. Dodatkowo skansen w Nowym Sączu jest w większej części remontowany, stąd znaczna część chałup jest zamknięta, a zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, co akurat jest czasami plusem. Bardzo lubię zwiedzać różne miejsca z przewodnikiem, bo wtedy można dowiedzieć się więcej , ale przewodnicy są różni, jak to ludzie.
2017 rok był rokiem spełnienia marzeń! Udało mi się spełnić aż dwa! Jedno to skończyłam polską część szlaku latarń morskich, drugie to bycie na meczu reprezentacji Polski w piłce siatkowej mężczyzn. I o ile realizacja pierwszego zajęła mi mniej więcej 3 lata, o tyle drugie udało się zrealizować w nieco ponad 4 miesiące. Szlak latarń robiłam fragmentami, nie po kolei. Zaczęłam w Krynicy Morskiej, a skończyłam w Darłówku. Po drodze było: Świnoujście, Kikut, Niechorze, Kołobrzeg, Gąski, Jarosławiec, Ustka, Czołpino, Stilo, Rozewie, Jastarnia, Spot, Hel, Gdańsk – Kula Czasu. Część z nich odwiedziłam zdecydowanie więcej niż raz. Mecz reprezentacji Polski to było przeżycie! Udało mi się zdobyć bilety na mecz otwarcia Mistrzostw Europy w Piłce Siatkowej Mężczyzn. Cała impreza odbywała się w Polsce i w zasadzie poza tym meczem nie było problemów z biletami. W meczu otwarcia Polska grała z Serbią i przegrała 0:3 na PGE Narodowym w Warszawie. Jednak usłyszenie hymnu narodowego przy tak dużej publiczności było niezwykle emocjonalnym przeżyciem.
Zmiany na lemurowym blogu. To był zdecydowanie rok rozwoju i zmian. Zaczęło się od wizyty na Blog Conference w Poznaniu – majowym spotkaniu blogosfery, później było pudełko dla blogerów od Socjopatki i tak już jakoś poszło z górki. Najpierw Lemur zyskał własną domenę, później wygląd, który dopracowywałam kilka miesięcy. Następnie pojawiły się wizytówki i sesja zdjęciowa, której efekty możecie podziwiać na blogu (m. in. w zakładce „o mnie”). W tym roku napisałam 23 posty. Największym zainteresowaniem cieszył się ten o bożonarodzeniowych jarmarkach w Polsce, zainteresował was też tekst o krokusach i o pomysłach gdzie spędzić jesień. Spodobał wam się też nowy cykl: podsumowania miesiąca – trochę się go bałam wprowadzać, bo to bardziej lifestyle niż podróże, ale teraz jestem z niego ogromnie zadowolona! Dzięki niemu mogę powrócić do najlepszych chwil danego miesiąca, pokazać wam jeszcze więcej zdjęć i ciekawostek, a także zaprosić na ciekawe wydarzenia czy polecić niebanalne książki, filmy czy wycieczki organizowane przez lokalnych przewodników. Rozwinęłam też lemurowego instagrama, gdzie w ubiegłym roku mogliście znaleźć mnie dużo częściej niż na fb, które zaniedbałam. Co więcej posty na blogu nie pojawiają się z taką regularnością z jaką bym sobie tego życzyła. W moim notesie czeka cała lista rozpoczętych, ale nieukończonych postów, a na komputerze czekają przygotowane do nich zdjęcia. Obiecuję poprawę!
Co mi nie wyszło? Już trochę o tym wyżej pisałam: regularność postów na blogu i komunikacja w mediach społecznościowych trochę kulały. Nie udało mi się też dokończyć dwóch projektów naukowych. Są to moje kamienie w kieszeni, które nie dają mi z jednej strony spokoju, z drugiej czuję do nich ogromny wstręt i bardzo trudno jest mi się zmotywować żeby je wreszcie skończyć. Niestety powiedzenie Babci o przysiadywaniu fałd nie było skuteczne i przechodzą one jako plany na 2018 rok.
Jakie mam plany na przyszły rok? Cóż chciałabym zadbać o moje zdrowie i wybrać się wszystkich koniecznych lekarzy. Odkładam to już od dłuższego czasu i myślę, że już czas. Po drugie chciałabym mieć jeszcze więcej powodów do uśmiechów. Chciałabym spędzać dużo czasu z bliskimi. Chciałabym dalej rozwijać lemurowego bloga i publikować bardziej regularnie. I oczywiście chciałabym pozbyć się ciążących mi kamieni w postaci dwóch prac naukowych… Może się uda.